Strony

sobota, 22 sierpnia 2020

Lektury nastolatków- Kiran Millwood Hargrave „Wyspa na końcu świata”.

Witajcie.
Dzisiejszy wpis poświęcony jest wyjątkowej książce, obok której nie można przejść obojętnie. Ela i Aga zapraszają Was wraz z Wydawnictwem Literackim do baśniowej krainy, gdzie przeżyjecie wiele pięknych i wzruszających chwil. Zapraszamy na recenzję "Wyspy na końcu świata" Kiran Millwood Hargrave.

Eli bardzo książka się podobała. Spójrzcie, co napisała po jej lekturze:

Przecudna okładka i opis zachęcają do czytania. Po raz kolejny w dość krótkim czasie spotkałam się z lekturą, w której mowa o rozdzieleniu matki i dziecka. Czy i tym razem napotkałam na dobrą literaturę? Odpowiedź i tym razem brzmi: tak. 

Na Filipinach na początku 20stego wieku znajduje się wyspa Culion, położona w prawdziwie baśniowej scenerii: cudowna przyroda, prześliczne błękitne morze. Jednak jest to dla wielu miejsce przeklęte, wyspa na końcu świata, bowiem od lat przywozi się tu ludzi „dotkniętych”- chorych na trąd. Jednak mieszkańcy tej wyspy, jak w prawdziwej baśni potrafią żyć w zgodzie nie bacząc na chorobę. Tak też żyje Amihan, której mama ma trąd, dziewczynka ma przyjaciół wśród „czystych” i „dotkniętych”. Wszystko zmienia się, gdy rząd postanawia odseparować na wyspie ludzi chorych od zdrowych, natomiast dzieci takie, jak Amihan przewozi do sierocińca na sąsiedniej wyspie. Dziewczynka bardzo tęskni za mamą i pewnego dnia postanawia wrócić do mamy. Pomaga jej w tym przyjaciółka i przyjaciel. Amihan przekona się, że z ich wsparciem jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody. Czy jednak ta historia będzie miała szczęśliwie zakończenie?

Książkę czyta się jak baśń. Jest jednak ona dojmująco smutna. Już po raz kolejny czytałam o rozdzieleniu matki i dziecka i tym razem to dziecko podejmuje dramatyczną podróż do swojej mamy. W książce nie brak cudownych, wzruszających momentów i po raz kolejny przekonujemy się, jak ważnymi wartościami są miłość, przyjaźń i tolerancja.

Agnieszka również miała przyjemność zapoznać się z powyższą książką. Zobaczcie, jak ona odebrała tę pozycję literacką.

Po otrzymaniu przesyłki z Wydawnictwa Literackiego nie mogłam oderwać wzroku od okładki. Piękna, twarda okładka ozdobiona barwnymi motylami. Owady lśnią i mienią się przy każdym ruchu, a na drugim planie majaczy maleńka wyspa - tytułowa Wyspa na końcu świata. Pobieżna lektura opisu na tyle okładki i z zapartym tchem pogrążyłam się w świecie naznaczonym chorobą, ale pełnym miłości, ciepła i tolerancji. I tak, z każdą kolejną stroną przenosiłam się do miejsca, "którego nie chce się odwiedzać". Dlaczego? Bo do tego rajskiego wręcz zakątka świata zsyłani są tylko ludzie "dotknięci", czyli ci, których ciało trawi trąd. Wśród trędowatych znajdują się również osoby zdrowe, które pewnego dnia rząd postanawia usunąć z wyspy, nie bacząc na koligacje rodzinne czy więzi społeczne. Rozdzielone zostają rodziny, matki z dziećmi... Z dnia na dzień spokojne i harmonijne życie mieszkańców Culion zostaje brutalnie zakłócone. Wśród osób, które muszą opuścić wyspę jest dziewczynka o imieniu Ami. Jej matka jest "dotknięta", więc dziecko musi trafić do sierocińca na odległej wyspie. Pieczę nad sierotami przydzielono panu Zamorze, który na kartach powieści przedstawiony został jako człowiek bezwzględny, bezduszny i pozbawiony wszelkich skrupułów. Los jednak sprzyja Ami. Zyskuje wspaniałych przyjaciół- małego Kidlata i niepełnosprawną Mari. Przy ich wsparciu łatwiej pokonuje się przeciwności losu, a poczucie samotności- nie jest tak dojmujące. Czy wizja ucieczki ma szansę się ziścić? I czy Ami uda się zobaczyć z ukochaną matką? O tym musicie przekonać się sami...

Nie ukrywam, że "Wyspa na końcu świata" zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Autorka porusza trudne i bolesne tematy: tolerancja, szacunek dla odmienności drugiego człowieka, kalectwo i choroba. Mari jest niepełnosprawna. To z powodu jej ułomności rodzice oddali ją do sierocińca. Nie dlatego, że jej nie kochali, ale pod wpływem braku zrozumienia dla jej odmienności, które wykazywało społeczeństwo. Brak akceptacji ułomności Mari stał się początkiem tej rodzinnej tragedii. W zupełnie innej sytuacji jest Ami. Ona jest zdrowa, a mimo to dzieci w sierocińcu traktują ją jak "dotkniętą". Obie samotne, odtrącone... Z tego musiała narodzić się piękna przyjaźń.

Na przykładzie tych dwóch dziewczynek przekonuję się ileż piękniejszy staje się świat, gdy otworzymy serce i umysł na to co nowe, inne, nieznane. Nie bądźmy jak poczwarka. Rozwińmy skrzydła i cieszmy się życiem, pomimo jego wad i niedoskonałości. Życie jest zbyt krótkie by tracić czas na niepotrzebne waśnie. Akceptujmy innych takimi jacy są, a i my zostaniemy zaakceptowani. Przecież nikt nie jest doskonały i pozbawiony wad, a te ukryte, niewidoczne gołym okiem bywają gorsze od kalectwa czy choroby dającej stwierdzić się na pierwszy rzut oka. Życzę Wam samych przejawów tolerancji i życzliwości, oraz miłej lektury! 

Miłego weekendu Kochani życzą
Ela i Aga

2 komentarze:

  1. Choć wiek nastoletni już dawno mam za sobą, ale chętnie sama przeczytałabym tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pieknie to napisalyscie, mnie zachecilyscie do lektury :) dzieki !

    OdpowiedzUsuń