Witajcie.
Książka Maxa Portera "Lanny" trafiła do mnie dzięki uprzejmości wydawnictwa
Nie sądziłam, że kiedyś to stwierdzę - snu mi niezwykle brakuje, ale od książki nie mogłam się oderwać.
Pomijając fabułę, by Wam tu za bardzo nie spoilerować, jestem zachwycona kunsztem pisarskim autora. Jakże on żongluje słowami! Sam zapis, druk również niezwykle ciekawy, co przykuło moją uwagę natychmiast!
Forma narracji rewelacyjna. To nie pierwsza tego typu książka, ale osobiście uważam, że to świetny pomysł przedstawiać stanowiska kilku osób na daną sprawę. To daje do myślenia! Pozostawia nas na dłużej w zadumie...nie zawsze bowiem COŚ jest takie, jakim my TO widzimy. Druga i trzecia i kolejna osoba patrząc-wydawałoby się-na tą samą sytuację może widzieć coś zupełnie innego, wszystko zależy od naszego bagażu doświadczeń, bowiem to przez pryzmat doświadczeń najczęściej "oceniamy" daną sytuację...
Bohaterowie książki to symboliczny przekrój społeczeństwa. Znajdziemy tu między innymi sylwetki kobiety- matki/żony oddanej synowi i jednocześnie pragnącej się spełnić w roli pisarki, ....ojca/męża, który nie za bardzo potrafi się odnaleźć w domowej codzienności, żyje według schematów codziennej rutyny...ekscentrycznego artystę,...wszechwiedzącą sąsiadkę...oraz wyjątkowe dziecko. Na czym polega wyjątkowość Lannego? Czytając miałam wrażenie, że Lanny to dzieciak nad wyraz wrażliwy na to, co czują inni, dusza artystyczna, indywidualista, lubiący wydreptywać własne ścieżki. Przez moment miałam nawet przypuszczenia, że może Lanny jest dzieckiem z jakimś spektrum autyzmu? Kto wie...autor pozostawia nam to pod dowolną interpretację. Bardzo podobało mi się przedstawienie "inności" na przykładzie chłopca, to mocne i bardzo wyraźne i dobitnie pokazywało, jak ci, którzy są wkoło reagują na to, co inne, nie takie jak u nich...A to TYLKO dziecko wystawione nie raz na pośmiewisko, pomówienia i obgadywanie, jakie to niesprawiedliwe i jednocześnie na porządku dziennym takie własnie traktowanie.
Dodatkowy smaczek powieści dodaje obecność "Praszczura Łuskiewnika"...postać rzekomo legendarna dla rejonów Anglii. Sądzę, że w domyśle taki Praszczur Łuskiewnik to takie nasze odbicie, odzwierciedlenie naszego PRAWDZIWEGO ja, tego, którego się boimy pokazać światu, jednocześnie to także taki nasz wewnętrzny głos sumienia...To może być także metafora naszych największych obaw i lęków...Ot wielowymiarowa postać, dzięki której dostrzegamy zakłamanie i zgniliznę tego świata, a przede wszystkim dwulicowość ludzi, schematyczne ocenianie społeczeństwa, czegoś, co wystaje poza jakieś dziwnie nakreślone normy...Obnaża tym samym pseudo-moralność praktycznie każdego, kto pojawia się w powieści...
Tak łatwo przychodzi nam nieraz wydać osąd, nie bacząc na to, że nasze słowa mogą wyrządzić komuś ogromną krzywdę. Z lekkością oddalamy od siebie to, co nie wpisuje się w jakieś ramy nazwane przez kogoś kiedyś "normalnością". Rzadko staramy się zrozumieć coś, co budzi w nas lęk, lub czego po ludzku nie rozumiemy. Brniemy przez życie najczęściej nie próbując nawet oglądnąć się za siebie...cóż...
Jak dla mnie książka niesamowicie ciekawa, ze względu na uniwersalizm przesłania.
Niekonwencjonalna, nieco przerażająca, obnażająca nas ze wszystkiego...w tej książce nie ma tematów tabu.
Polecam!
tynka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz