czwartek, 12 marca 2020

Mama czyta- Mariusz Kaniewski "Kolumb A.D. 2100"

Witajcie
Dziś zapraszamy Was na recenzję, ale recenzję nietypową, bo przedstawimy książkę Mariusza Kaniewskiego "Kolumb A.D. 2100" z perspektywy dwóch czytelniczek- Karto_flanej i Agi. Jesteście ciekawi ich opinii? 
Zapraszamy zatem do lektury wpisu.


Jako pierwsza o książce wypowie się Karto_flana: 

Błyskotliwa powieść fantastyczna. Akcja dzieje się w 2100 roku w Los Angeles. Mamy tu także akcenty polskie. Jonathan, zwany Jonem pracuje na kierowniczym stanowisku w jednej z wielkich grup kapitałowych, zajmujących się rozwojem najnowszych technologii i umacnianiem rządów monopolistycznych wysokich kast. Społeczeństwo jest od dekad podzielone na kasty, wiekszość ludzi nie pracuje utrzymując się z rządowych pensji minimalnych. Część społeczeństwa dąży do powrotu dawnych stosunków. Także Jon, mimo, że będąc u szczytu władzy odczuwa wątpliwości. Pewnego dnia odkrywa esej polskiego matematyka i filozofa z XX wieku, który przewidział rozwarstwienie społeczeństwa, a także pokazał, jak pokazać stary porządek. Niestety, gdy Jon postanawia zająć się bliżej tymi zagadnieniami okazuje się, że ktoś wymazał z sieci wszystko, co dotyczy tajemniczego Bydgoskiego. Jon, wraz ze swoją narzeczoną Sus, postanawiają odnaleźć, kto za tym się kryje i dlaczego. To początek wartkiej akcji i intrygi, która zmieni zarówno Jona, jak i jego narzeczoną. 

Jestem pod wrażeniem wizji przyszłości stworzonej przez Mariusza Kaniewskiego. Przyznaję, że nie raz ciężko było mi nadążyć za tokiem myślenia i rozwojem akcji. Dużo się zmieniało, autor przeskakiwał z wątku na wątek. Powiem szczerze, że nie raz przypominało to dla mnie niezrozumiały bełkot. Ale myślę, że autor celowo użył takiej narracji- jest to część świata przyszłości, który stworzył. Autorowi udało się stworzy wizję przyszłości nie tylko zewnętrznej, ale także przedstawić nową mentalność człowieka w świecie przyszłości. Jest ona diametralnie inna niż obecnie: wszechobecny, dość wulgarny język, seks bez zobowiązań, przywiązanie do wyglądu zewnętrznego. Główny bohater obsesyjnie uzależniony jest od swojego wyglądu, podobnie jak jego narzeczona, oraz do wyglądu otoczenia, w którym przebywa. Namiętnie pali papierosy. Każde z nich jest jednak odmiennie nastawione do świata, co autor próbuje usprawiedliwić doświadczeniami z dzieciństwa. Książka przypomina nieco klimatem słynny film "Matrix". Czy kiedyś światem będą rządzić maszyny? Jest w tej książce również pytanie o granice człowieczeństwa. Co tak naprawdę powoduje, że nasze zachowanie jest ludzkie? Czy maszyna może stać się człowiekiem? Czy ludzie nie upodabniają się do maszyn? Książka nie daje nam odpowiedzi, ale skłania do tego, abyśmy poszukali ich w sobie.

Jak wspomniałyśmy we wstępie, książkę przeczytała również Aga. A o to kilka słów o tym, jak ona odbiera lekturę powieści Mariusza Kaniewskiego.
O książce Mariusza Kaniewskiego dużo mówiło się jeszcze przed jej premierą. Była to pozycja literacka wyczekiwana, głównie przez fanów fantastyki naukowej. Nie jestem szczególną miłośniczką tegoż gatunku, niemniej z ogromnym zainteresowaniem sięgnęłam po tę książkę. Intryguje zarówno tytuł, jak i okładka powieści. Biorąc do rąk to opasłe tomisko liczące blisko 600 stron, wiedziałam że czeka mnie dobrych kilka godzin poświęconych na lekturę. 
Jesteście ciekawi czy było warto?
Pierwsze kilkadziesiąt stron było istną drogą przez mękę... A wszystko przez specyficzny język utworu. Liczne powtórzenia- nawet w obrębie jednego zdania, wałkowanie jednej myśli przez całą stronę. Były wręcz momenty, gdzie łapałam się na tym, że gubię wątek i rosła moja irytacja oraz niechęć do głównego bohatera. Dodatkowym utrudnieniem w odbiorze były wręcz zwierzęce opisy seksualności Jona i jego partnerki. Nie jestem osobą pruderyjną, ale nawet ja czułam się momentami zgorszona. W pewnym momencie miałam ochotę odłożyć książkę i nie wracać do jej lektury, a w mojej głowie kołatała się myśl, że jeśli tak wygląda debiut Kaniewskiego, to ja z pewnością po jego książki nie sięgnę. Jednakże cieszę się niezmiernie, że mój upór wziął górę. Po około stu stronach zmienia się stylistyka powieści. Autor przestaje męczyć nas swoim stylem, który przechodzi w nieco lżejszy i mniej męczący. Akcja nabiera tempa, a my nie mamy dość... To, co do tej pory irytowało staje się zrozumiałym zabiegiem artystycznym. Myślę, że Mariusz Kaniewski celowo użył takich, a nie innych środków artystycznego przekazu, by przedstawić nam pełną demoralizację środowiska wyższych kast. Człowieka zepsutego, pozbawionego zasad i moralnych skrupułów, dla którego postęp i dobra materialne są ważniejsze niż drugi człowiek. Pokuszę się o mocne stwierdzenie, że celowo główny bohater ma grać nam na nerwach. Mamy czuć do niego niechęć by nie stać się takim właśnie człowiekiem przyszłości. 
Nie będę zdradzała Wam szczegółów "Kolumba A.D. 2100", bo uważam, że recenzja nie powinna nosić znamion spoilera. Jak zauważyliście zamieściłam powyżej opis z okładki, który w wystarczającym stopniu zdradza tematykę utworu. 
Ja ze swojej strony zapewniam Was, że czas spędzony z tą książką nie będzie czasem straconym. Kaniewski bowiem zmusza nas do refleksji nad przyszłością świata. Fantastyczne domniemania mogą bowiem stać się w niedalekim czasie rzeczywistością. Rozwój robotyki, nowe technologie, które już teraz w ogromnym zakresie zastępują człowieka- to wszystko ma swój początek tu i teraz. Do czego może to doprowadzić? W jakich barwach rysuje się przyszłość? Nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Pozostaje ogromne pole do naszych refleksji, wyobrażeń i lekki niepokój towarzyszący nam jeszcze na długo po odłożeniu książki... Polecam.
Za książkę dziękujemy Wydawnictwu WasPos.


Pozdrawiamy
Karto_flana i Aga S

3 komentarze:

  1. Nie lubie tego rodzaju książek ale kto wie, moze kiedys sie przekonam.... Czas pokaze:) dzięki za recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę lubię czytać wasze recenzje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękujemy <3 Takie komentarze motywują nas do działania, bo dla Was jesteśmy :)

      Usuń