Dobrosława, która wygrała nasze wspólne wyszywanie z Coricamo zgodziła się przedstawić Wam bliżej swoja pasję, którą jest haft krzyżykowy:
W maju ubiegłego roku zostałam mamą. Już wcześniej obserwowałam Klub Twórczych Mam i ich wyszywane wyzwanie z Coricamo, a teraz stwierdziłam: „Spoczko, z nazwy już pasuję, spróbuję!”. No i jakoś się udało! Wygrałam bon podarunkowy na 100 zł do sklepu Coricamo, więc już teraz zachęcam do zabawy z dziewczynami z Klubu, bo warto! Kupon prawie od razu wymieniłam na zestaw do haftu, a co z nim zrobiłam opowiem za chwilkę. Po wygraniu konkursu Joasia zapytała, czy mogłyby o mnie coś na blogu napisać. Jak się miałam nie zgodzić?
W takim razie kilka słów o mnie. I nie tylko o mnie.
Widok haftującej mamy w fotelu to jedno z moich pierwszych wspomnień. To ona zapoczątkowała to piękne hobby w naszej rodzinie. Druga byłam ja - jakiś prosty projekcik w szkole podstawowej. Zrobiłam tyci trudniejszy i byłam z niego bardzo dumna. W moich wspomnieniach na tle pozostałych wręcz wymiatał (tak, wiem, skromnie). Ostatnia była babcia. Podjęta próba znalezienia jej hobby na emeryturze zakończyła się sukcesem. Babcia pomimo zarzekania się, że oczy nie te i inne tego typu wymówki, wyszywa cały czas. A te niby oczy nie te, to brednie jak się patrzy, bo krzyżyki są zgrabniejsze niż u mamy (sorki mamo!).
Mama i babcia przynajmniej w tym się zgadzają, że każda kończy wyszywać jeden obraz zanim zacznie drugi. W pozostałych kwestiach się różnimy. Używamy innej kanwy (materiał do haftu), innych narzędzi, w innej kolejności stawiamy krzyżyki, a także preferujemy inną tematykę obrazów (tak poza wyszywaniem to każda z nas inaczej głosuje).
Mama wyszywa na drobniutkiej kanwie, kartka po kartce ze wzorów, na których najczęściej są postacie (czasem akty). Kiedyś wyszywała na tamborku, ale od kiedy złamała rękę to się zmieniło. I uwaga – kiedy hafciarka złamie rękę (prawą!) to największą tragedią w tym wszystkim jest przerwa w stawianiu krzyżyków! Jako, że córką jestem najcudowniejszą (mama potwierdzi!) przegrzebałam pół internetu i znalazłam na vinted fajne, tanie krosno – i od tej pory moja rodzicielka haftuje na krośnie. Początkowo wyszywała tylko lewą ręką, tempem żółwim i z precyzją słonia, ale po zdjęciu gipsu śmiga oburącz, całkiem szybko i ponownie równiutko. Tylko część obrazów ma oprawionych i powieszonych. Zdecydowanie mieszkanie ma za mało powierzchni pionowej!
Babcia wybiera materiał o takich średnich oczkach, nie za dużych i nie za małych. Nie używa żadnych tamborków, wszystko wyszywa w rękach tylko i małymi obszarami. Krzyżyki są proste jakby używała lupy, albo też według innej teorii: w nocy wróżki przychodzą poprawiać krzywulce. No nie wiem jak ona to robi… Na jej obrazach są głównie kwiaty ale także widoczki i zwierzątka – cała kolekcja wisi pięknie oprawiona w mieszkaniu na ścianach. Cudowna galeria wręcz.
Jeżeli chodzi o mnie to z pewnością nie odziedziczyłam od powyższych kobiet genu organizacji – działam w chaosie. Moja kolekcja wyhaftowanych krzyżykami obrazów jest zdecydowanie najmniejsza. Lubię robić przynajmniej z 3 projekty jednocześnie, nie kończę ich, wracam do nich po długich miesiącach i najlepiej jak przeplatam to wszystko przerwami na puzzle, książki, sudoku, i co tam jeszcze mi wpadnie w ręce. Wśród moich prac najwięcej znajdzie się chyba metryczek dziecięcych (mój Bączek skończył 8 miesięcy, a ja jeszcze nie zaczęłam mu tej metryczki wyszywać…), a poza tym pamiątki ślubu (tu będzie tak jak z metryczką – moją mam w planach!), zwierzęta, itd. Ogólnie większość swoich prac i tak przeznaczam na prezenty. W moim mieszkaniu wisi ZERO wyszywanek, samo nasuwa się powiedzenie „Szewc bez butów chodzi”, jednakże w tym wypadku jest to także brak wspomnianej organizacji. 5 lat temu dostałam od mamy w prezencie wyszywankę (w tym roku na pewno ją oprawię i powieszę, obiecuję mamo!). Ale wróćmy do techniki. Tak jak moja mama kiedyś, tak ja teraz, wyszywam na tamborku. Kanwę wybieram różną zaczynając od drobniutkiej, a kończąc na tej o większych oczkach, wtedy to obraz wychodzi taki „pikselowaty”, ale ma to swój urok. Haftując, lubię zaczynać od najciemniejszych kolorów, wtedy od razu widać postępy! Zestaw do haftu, o którym pisałam na początku, chwilowo trafił do pudełka ZROBIĘ TO NA PEWNO. Obiecuję, że jak go skończę, wyślę zdjęcie do dziewczyn z Klubu, żeby mogły Wam przekazać, że misja została zakończona sukcesem!
Pozdrawiam mamę, babcię, wszystkie hafciarki oraz moją kuzynkę, która w grudniu także została mamą (też haftuje, tylko, że tym płaskim haftem) – pozdrawiam i zapraszam do obejrzenia kilku naszych rodzinnych haftów. Buziaki!
Dobrotka
W takim razie kilka słów o mnie. I nie tylko o mnie.
Widok haftującej mamy w fotelu to jedno z moich pierwszych wspomnień. To ona zapoczątkowała to piękne hobby w naszej rodzinie. Druga byłam ja - jakiś prosty projekcik w szkole podstawowej. Zrobiłam tyci trudniejszy i byłam z niego bardzo dumna. W moich wspomnieniach na tle pozostałych wręcz wymiatał (tak, wiem, skromnie). Ostatnia była babcia. Podjęta próba znalezienia jej hobby na emeryturze zakończyła się sukcesem. Babcia pomimo zarzekania się, że oczy nie te i inne tego typu wymówki, wyszywa cały czas. A te niby oczy nie te, to brednie jak się patrzy, bo krzyżyki są zgrabniejsze niż u mamy (sorki mamo!).
Mama i babcia przynajmniej w tym się zgadzają, że każda kończy wyszywać jeden obraz zanim zacznie drugi. W pozostałych kwestiach się różnimy. Używamy innej kanwy (materiał do haftu), innych narzędzi, w innej kolejności stawiamy krzyżyki, a także preferujemy inną tematykę obrazów (tak poza wyszywaniem to każda z nas inaczej głosuje).
Mama wyszywa na drobniutkiej kanwie, kartka po kartce ze wzorów, na których najczęściej są postacie (czasem akty). Kiedyś wyszywała na tamborku, ale od kiedy złamała rękę to się zmieniło. I uwaga – kiedy hafciarka złamie rękę (prawą!) to największą tragedią w tym wszystkim jest przerwa w stawianiu krzyżyków! Jako, że córką jestem najcudowniejszą (mama potwierdzi!) przegrzebałam pół internetu i znalazłam na vinted fajne, tanie krosno – i od tej pory moja rodzicielka haftuje na krośnie. Początkowo wyszywała tylko lewą ręką, tempem żółwim i z precyzją słonia, ale po zdjęciu gipsu śmiga oburącz, całkiem szybko i ponownie równiutko. Tylko część obrazów ma oprawionych i powieszonych. Zdecydowanie mieszkanie ma za mało powierzchni pionowej!
Babcia wybiera materiał o takich średnich oczkach, nie za dużych i nie za małych. Nie używa żadnych tamborków, wszystko wyszywa w rękach tylko i małymi obszarami. Krzyżyki są proste jakby używała lupy, albo też według innej teorii: w nocy wróżki przychodzą poprawiać krzywulce. No nie wiem jak ona to robi… Na jej obrazach są głównie kwiaty ale także widoczki i zwierzątka – cała kolekcja wisi pięknie oprawiona w mieszkaniu na ścianach. Cudowna galeria wręcz.
Jeżeli chodzi o mnie to z pewnością nie odziedziczyłam od powyższych kobiet genu organizacji – działam w chaosie. Moja kolekcja wyhaftowanych krzyżykami obrazów jest zdecydowanie najmniejsza. Lubię robić przynajmniej z 3 projekty jednocześnie, nie kończę ich, wracam do nich po długich miesiącach i najlepiej jak przeplatam to wszystko przerwami na puzzle, książki, sudoku, i co tam jeszcze mi wpadnie w ręce. Wśród moich prac najwięcej znajdzie się chyba metryczek dziecięcych (mój Bączek skończył 8 miesięcy, a ja jeszcze nie zaczęłam mu tej metryczki wyszywać…), a poza tym pamiątki ślubu (tu będzie tak jak z metryczką – moją mam w planach!), zwierzęta, itd. Ogólnie większość swoich prac i tak przeznaczam na prezenty. W moim mieszkaniu wisi ZERO wyszywanek, samo nasuwa się powiedzenie „Szewc bez butów chodzi”, jednakże w tym wypadku jest to także brak wspomnianej organizacji. 5 lat temu dostałam od mamy w prezencie wyszywankę (w tym roku na pewno ją oprawię i powieszę, obiecuję mamo!). Ale wróćmy do techniki. Tak jak moja mama kiedyś, tak ja teraz, wyszywam na tamborku. Kanwę wybieram różną zaczynając od drobniutkiej, a kończąc na tej o większych oczkach, wtedy to obraz wychodzi taki „pikselowaty”, ale ma to swój urok. Haftując, lubię zaczynać od najciemniejszych kolorów, wtedy od razu widać postępy! Zestaw do haftu, o którym pisałam na początku, chwilowo trafił do pudełka ZROBIĘ TO NA PEWNO. Obiecuję, że jak go skończę, wyślę zdjęcie do dziewczyn z Klubu, żeby mogły Wam przekazać, że misja została zakończona sukcesem!
Pozdrawiam mamę, babcię, wszystkie hafciarki oraz moją kuzynkę, która w grudniu także została mamą (też haftuje, tylko, że tym płaskim haftem) – pozdrawiam i zapraszam do obejrzenia kilku naszych rodzinnych haftów. Buziaki!
Dobrotka
obrazy babci:
obrazy mamy:
Twórczość Dobrosławy:
Dobrotko, mamo i babciu jesteście bardzo utalentowane! Piękne te Wasze prace. Jest nam bardzo miło, że możemy je pokazać w Klubie Twórczych Mam.
Wraz z nowym rokiem wracamy do naszego cyklu Rozmowy w KTM gdzie prezentujemy Wam kreatywne i utalentowane osoby.
Pozdrawiam
Joanna - JB
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz