Krótka, poręczna, malutka książka w twardej oprawie, o poważnym tytule, obiecującym zmianę. Czy czytając ją faktycznie kroczymy drogą do samozależności i czy to droga dla każdego? Zapraszam na recenzję książki J.Bucay'a "Droga do samozależności", którą mogę napisać dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka.
Na początku miałam wrażenie, że będzie to książka filozoficzna, dość trudna do czytania i wymagającą skupienia. Autor bawił się słowami tłumacząc ich znaczenie, a całość wydawała się dość zawiła. Potem styl pisania się zmienił i stał się dość prosty i dosadny - co wprawiło mnie w lekką irytację, ponieważ autor pisząc o tematach dotyczących psychologii i ludzkiego charakteru robi to wielokrotnie bardzo płytko.
Na początku mamy rozdziały, które traktują o tym czym według autora jest zależność, niezależność, samozależność, wspołżależność. Czytając opis głupca moralnego, którym według autora są osoby, które radzą się innych ludzi, poczułam wewnętrzny bunt. Ja też radzę się innych ludzi, np. w tym jaki telewizor kupić, bo zanim wyda się dużo pieniędzy i zmarnuje czas na przekopywanie Internetu (lub nie daj Boże doradzi nam niezbyt ogarnięty Pan ze sklepu, który po prostu chce sprzedać telewizor), warto czerpać z realnych doświadczeń innych osób. Opis głupca moralnego był tak zwięzły, że sugerował mi, że każdy kto się kogoś radzi jest głupcem moralnym. Hmm... niefajna łatka. To, że większość, jak nie wszystkie zagadnienia są tak płytko opisane zaskutkowało tym, że książka ma zaledwie 176 stron i poręczny format.
Poza tym, że autor nie rozwija swoich myśli, co może wprawiać w zdziwienie czy irytacje, to książka niesie ze sobą dużą wartość. Jeśli damy jej szansę, możemy przejść drogę, jeśli nie do samej samozależności, to chociaż do lepszego zrozumienia siebie i relacji z innymi osobami.
Dla mnie, jako młodej mamie, szczególnie ważne były części książki, w których autor pisał o postępowaniu rodziców z dziećmi - zarówno jeśli chodzi o przyszłości dzieci, jak i samych rodziców. Czy pomyśleliście kiedyś o tym, że jako rodzice powinniście w pewnym momencie z miłością i troską otworzyć drzwi i dać dziecku "kopniaka w tyłek"? Przeciąć pępowinę i pozwolić dziecku być samodzielnym. Chyba, że nasza pociecha w stosownym momencie zrobi to sama. Bo my nie będziemy żyli wiecznie. I powinniśmy odchodzić z tego świata ze świadomością i spokojem, że nasze dzieci doskonale sobie bez nas poradzą i dobrze pokierują swoim życiem. Drugą stroną medalu "dania kopniaka" jest to, że my jako rodzice też musimy się uwolnić od odpowiedzialności za nasze dzieci. Oczywiście, możemy im pomagać, ale nie powinniśmy się w tej pomocy zatracać. Nie mamy obowiązku gotować dzieciom słoików, nie musimy im przepisywać majątku - możemy korzystać z życia i wydać go na siebie. Naszym obowiązkiem jest tak wychować dzieci, żeby same radziły siebie w życiu i były za nie odpowiedzialne. To według autora zdrowe dla obu stron.
W odniesieniu do zachowań dorosłych ciekawy był fragment, w którym pisarz wspomniał o wewnętrznym dziecku. To dokładnie te dziecko, którym byliśmy kiedyś - z jego strachami, przeżyciami i wspomnieniami. W każdym z nas jest to dziecko, którym byliśmy kiedyś i może kierować naszymi zachowaniami w dorosłym już życiu. I to my jako dorośli musimy się tym dzieckiem zaopiekować. To my jesteśmy statkiem, sterem i kapitanem swojego życia i tylko my za nie odpowiadamy. Nikt inny.
W książce znajdziemy bardzo dużo ciekawych treści, ale musimy też mieć otwartą głowę by je przyjąć. Niektóre mogą być dla nas boleśnie uświadamiające. Tak więc, jeśli jesteście otwarci na krytykę i gotowi na zmianę w życiu to ta książka jest dla Was. Jeżeli szukacie lekkiej, przyjemnej lektury psychologicznej, która nie odbije się na Waszej psychice czy pojmowaniu świata, to nie zalecam czytania ;)
Natalia Kiler Inspiruje
PS. Z poważnych zaniedbań autora mogę wymienić jeszcze brak odniesień do badań przy podawaniu danych czy pisaniu pewnych stwierdzeń (np. str. 40 i 57). Niedopuszczalne, zwłaszcza dla osoby, która ma stopień naukowy.