KTO PODNIESIE RĘKĘ NA ZMORĘ,
NIGDY NIE ZAZNA SPOKOJU.
Pewnego dnia Krzysztof Tuczyński de Wedel, wielki pan na włościach i zagorzały krzewiciel wiary katolickiej, spotyka na drodze piękną chłopkę. Sądząc,
że dziewczyna jest protestantką, postanawia ją pohańbić i w ten sposób zasłużyć się w oczach Boga. Gwałcona dziewka rzuca mu w twarz znamienne słowa:
Noli me tangere! Wkrótce do Tuczyńskiego dociera wiadomość, że kobieta jest katoliczką, a jej imiona to Maria Magdalena…
Prawie cztery wieki później na tej samej drodze ktoś morduje młodą dziewczynę, wracającą z randki do domu. W toku śledztwa okazuje się, że zwłoki kobiety leżały w pozie przywodzącej na myśl wizerunek świętej Marii Magdaleny
z pobliskiego kościoła. Wygląda na to, że zmory przeszłości wcale nie odeszły
w zapomnienie, co więcej – domagają się zadośćuczynienia…
– Panie, medyka, szybko!
Krzysztof porwał się zza stołu i mimo protestów wbiegł do komnaty żony. Stanął jak wryty w progu i nie mógł się ruszyć. W łóżku leżała Marianna, spazmatycznie próbując złapać powietrze. Na jej piersiach siedziała postać w białej szacie. Odwróciła do niego głowę, a wtedy poznał zawzięte i harde spojrzenie Marii Magdaleny, którą rano wydał na śmierć. Twarz miała woskowobiałą, bez kropli krwi, niemal przeźroczystą. A na szyi szerokie cięcie.
Próbował krzyczeć, aby ją zabrano, ale z gardła wydobywało mu się tylko charczenie. Opadł bezwładnie na kolana. Żona przestała się ruszać. Wtedy zjawa przykryła twarz nowo narodzonego synka dłonią i puściła dopiero, gdy zsiniał. Spojrzała mu jeszcze raz w oczy i rozpłynęła się w powietrzu. Krzysztof nie widział biegających akuszerek, nie słyszał krzyków i zawodzenia. Dał się wyprowadzić z komnaty. Przybyły medyk stwierdził śmierć młodej matki
i dziecka.
Źródło <link>
Dziś, żeby choć na chwilkę oderwać Was od przygotowań do Świąt, chciałam opowiedzieć po krótce o pewnej książce, która dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res wpadła mi ostatnio w ręce. Po pierwsze bardzo spodobał mi się tytuł, który tłumaczy się jako "Nie dotykaj mnie!" tudzież "Nie zatrzymuj mnie!"
i są to słowa, jakie wypowiedział Jezus do Marii Magdaleny
zaraz po zmartwychwstaniu. Uznałam, że skoro już mamy wątek religijny,
to już jest dobrze, bo nie wiem, czy wspominałam,
ale lubię kryminały czy thrillery,
które zawierają jakieś wątki o podłożu religijnym. Do tego okazało się,
że książka jest oparta na faktach (i to jakich!), więc już w ogóle byłam zachwycona, jak zaczynałam ją czytać.
Okazało się, że nie zawiodłam się ani trochę. Książka co prawda jest niedługa,
ale mnóstwo w niej treści, akcja toczy się bardzo prężnie i szybko. Od samego początku czytelnik odczuwa napięcie, które ani na chwilę nie zanika. Mimo,
iż "Noli me tangere!" rozpoczyna się morderstwem młodej dziewczyny, to jednak nie to stanowi sedna całej opowieści, bowiem czytając dalej cofamy się o ponad 400 lat.. Poznajemy inną historię, młodej zgwałconej kobiety i okazuje się,
że obie sprawy coś łączy i nie chodzi tylko o imiona - Maria Magdalena.
Co ciekawe, autor w książce też wspomina tajemniczą ewangelię Marii Magdaleny, nieuznawaną przez Kościół. Przedstawia historię papirusów, na których została ona spisana, co dodatkowo intryguje czytelnika.
Książka napisana jest w bardzo fajny i przystępny sposób, a autor nie przestaje nas zaskakiwać. Dlatego wszystkim miłośnikom kryminałów bardzo gorąco polecam, jest ona dostępna tu,
a Wydawnictwu Novae Res, dziękuję za możliwość jej przeczytania.
Pozdrawiam serdecznie,
Dzieki za recenzje :)
OdpowiedzUsuń