Wystrzałowa gra, turbo trening pamięci czy może nauka matematyki?
Dziś przychodzę do was z recenzją fajnej karcianej gry Hanabi Wielki Pokaz od wydawnictwa Rebel.
Wystrzałowa gra, turbo trening pamięci czy może nauka matematyki?
Dziś przychodzę do was z recenzją fajnej karcianej gry Hanabi Wielki Pokaz od wydawnictwa Rebel.
Kroniki zamku Avel to gra od Rebel dla całej rodziny, która pozwoli wcielić sie nam w bohaterów i bohaterki odpowiedzialnych za urotowanie magicznej krainy. Grając w tą grę tworzymy własne postacie o unikalnych imionach i specjalnym ekwipunku, a następnie poruszając sie po modułowej planszy zwiedzamy magiczny świat. W czasie podróży napotkamy wiele niebezpieczeństw, z którymi będzie trzeba walczyć, a każde zwycięstwo przyniesie nam określoną nagrodę: nową broń, zbroję, eliksiry i złoto. Zgromadzone dobra pozwolą nam przygotować się do finałowego starcia z Monstrum, które zagraża królestwu Avel.
Producent podaje na czym to polega:
"Każda rozgrywka w Avel rozpoczyna się od tworzenia własnej postaci. Uniwersalną ilustrację bohatera możesz pokolorować i ozdobić według własnego uznania. Nie zapomnij o stworzeniu jej unikalnego herbu i wybraniu najbardziej bohaterskiego z bohaterskich imion! A gdy wszyscy uczestnicy będą gotowi, możecie rozpocząć zabawę.
Celem gry jest odkrywanie kolejnych zakamarków krainy, walka z potworami i rozwijanie swojej postaci, by jak najlepiej przygotować się do ostatecznego starcia z Monstrum, które pojawi się po upływie określonej liczby rund. Avel jest grą kooperacyjną, co oznacza, że wszyscy uczestnicy współpracują jako drużyna, a sukcesy jednego z Was są sukcesem całej grupy.
Sama gra składa się z rund, podczas których uczestnicy rozgrywają swoje tury. W ramach akcji możesz poruszać się po planszy, korzystać ze specjalnych akcji odwiedzanych miejsc, odpoczywać lub walczyć z potworami, wykonując rzuty kośćmi i korzystając z posiadanego ekwipunku. W ten sposób zdobywasz nowe przedmioty, które będą pomocne w kolejnych zmaganiach. Każde podejmowane działanie ma znaczenie dla sytuacji całej drużyny i będzie miało wpływ na realizowanie strategii, którą wybierzecie.
Gdy minie określona liczba rund, w grze pojawia się Monstrum. Od tej pory Waszym głównym celem jest pokonanie go, a także jego pobratymców, zanim zdołają dotrzeć do zamku."
„Cypek”
Mika Modrzyńska
„Cypki.
Pojedyncze niepozorne maleństwa, które nie przydawały się do niczego poza
łataniem dziur i gubiły się wiecznie we włosiu dywanu, dopóki sytuacja nie
wymykała się spod kontroli. Przydatne w obliczu katastrofy. (…) Najbardziej
lubiłam bloki i kostki, bo przydawały się do wszystkiego i mogłam z nimi
improwizować. Belki odstraszały mnie ambicją; sięgałam po nie tylko wtedy gdy
miałam plan. A cypki? Nikt nie myślał o cypkach. To tata zawsze mówił, że cypki
są potrzebne w życiu do ratowania sytuacji. Czasem sobie myślę, że chciałabym
być takim cypkiem.”
Książka
Miki Modrzyńskiej to opowieść o dorastaniu w ciągu jednego dnia a właściwie
jednej nocy. Pełna uczuć, emocji ale nie pozbawiona tez humoru i ironii.
Wychodzenie z ciężkiej traumy po stracie najbliższej osoby nie jest proste i aż
trudno uwierzyć, że przeżycia jednej nocy mogą coś zmienić. Młodzieńcze
rozterki, zagubienie, miłość …wszystko to a nawet więcej znajdziecie w „Cypku”.
Te
październikowe popołudnie i noc przeplatane jest opisami jesieni, która
jednocześnie zachwyca i wprawia w nostalgię – przypominając o przemijaniu, o
śmierci.
„Jesień
nie udaje – powtarza – Jesień jest fantazją. Jesień jest snem, najwyższym
absolutem, do którego dążymy. Cała kręci się wokół umierania, odzwierciedlając
w ten sposób esencję ludzkiego istnienia.”
„Podobno
to nie najzdrowiej, żeby być tak świadomym przemijania.”
Zatem
zapraszam Was do poznania niebieskowłosej dziewczyny, dwudziestodwuletniej
Lidii, która rok temu straciła siostrę i dalej nie może pogodzić się z jej
stratą. Rozstała się z chłopakiem, z którym była od kilku lat choć tej nocy
wszystko może się zmienić. Wędruje nocą ulicami miasta spotykając znajomych i
nieznajomych a każdy coś wnosi do jej życia. Czy znajdzie tej nocy odpowiedź na
wszystkie pytania?
Polecam.
Joanna-
JB
Wydawnictwo Zysk i Spółka
Tak jak powitanie nowych projektantek jest zawsze budzącym wiele radości wydarzeniem w KTM tak żegnanie się z pełnymi pasji i cudownymi osobami powoduje w nas smutek i tęsknotę ...
W Klubie Twórczych Mam zawsze stawiamy na budowanie relacji i przyjaźni - Diana- diarspasje, Ty z całą pewnością wnosiłaś do KTM mnóstwo ciepła i radości.
Dziękujemy za Twoją twórczość, tworzenie z dziećmi, pyszne podwieczorki i sezonowe potrawy, recenzje książek, za pogodę ducha, rzetelne podejście do wyzwań jakie nieraz stawiała współpraca z nami.
I za Twój czas i rozmowy - z całego serca dziękujemy!
Wierzymy, że to nie koniec naszej wspólnej drogi i będziemy się spotykać w twórczym świecie, rozwijaj się Kochana w dziedzinach, które Cię pasjonują! Niech życie stawia przed Tobą tylko takie wyzwania, których podjęcie będzie przyjemnością.
My już tęsknimy!
Zespół KTM
Jeśli jesteście z tych, którzy tak jak ja kupują i jedzą oczami, to te drożdżówki są dla Was! Nie dość, że wyglądają kusząco, to jeszcze lepiej smakują. Jeśli zechcecie spróbować, to łapcie przepis na Drożdżówki cięte z serem i brzoskwiniami polane lukrem.
Na ciasto potrzebujecie:
3,5 szkl. mąki
1 szkl.cukru
1 szkl.mleka
30 g drożdży
2 żółtka, 1 jajko
100 g masła
Tak przygotowany placek zwińcie w rulon, a następnie krójcie małe drożdżówki:
Drożdżówki posypcie kruszonką, przygotowaną według przepisu i odstawcie na 20 minut do wyrośnięcia.
Kruszonka:
pół szkl.mąki
1/4 szkl, cukru
100 g masła
Pieczcie ok. 25 minut w 180 st.C. Po upieczeniu i ostudzeniu polukrujcie lub posypcie cukrem pudrem.
Lukier:
Cukier puder ucieramy z gorącą wodą lub gorącym mlekiem sami pilnujemy konsystencji.
Życzę Wam smacznego! Mam nadzieję, że moje posty (nie tylko podwieczorkowe) Was choć trochę inspirowały, gdyż ten jest moim ostatnim na blogu KTM. Dziękuję za Waszą obecność. Żegnam się z Wami na słodko i mam nadzieję, do spotkania gdzieś, kiedyś...
Diana z rodzinką.
Kiedyś na Netflixie w zakładce Polecane znalazłam serial o pandemii - Ku jezioru. Wciągnął mnie, mimo że w 2019 roku zdecydowanie miałam dość pandemicznych klimatów. Niedawno dzięki Wydawnictwu Zysk i S-ka w moje ręce wpadła kontynuacja serialu w postaci książki Jany Wagner "Żywi ludzie".
Książka wyjątkowo wpadła w moje gusta, ponieważ uwielbiam czytać pozycje literackie, w których bohaterów, a nawet całą społeczność, autor stawia w obliczu niecodziennych, trudnych i długotrwałych wyzwań. Ostatnią książką, która mnie zachwyciła była "Pod kopułą" Stephena Kinga, gdzie całe miasteczko zostało totalnie odcięte od świata. Mogliśmy poznać społeczność miasteczka, a także zobaczyć jak sytuacja w której w mieście przestaje rządzić prawo i zaczyna brakować żywności wpływa na zachowania ludzi. Myślałam, że coś podobnego dostanę od Jany Wagner, która umieściła kilkanaście ocalałych z pandemii osób na odludnej wyspie w środku rosyjskiej, ostrej zimy. Czy udało jej się dorównać Stephenowi Kingowi?
Na wielki plus pisarce należy zaliczyć świetne pióro i wspaniały dobór słów. Książkę czyta się przyjemnie, język jest prosty, a zarazem bardzo obrazowy i pełen ciekawych porównań i epitetów, nad którymi czasami wręcz się zatrzymywałam. Lektura jest lekka i bardzo przyjemna, a fabuła wciąga. Książkę czyta się wyjątkowo szybko. Ja w jeden dzień, za dwoma podejściami, przeczytałam 150 stron, czyli praktycznie połowę książki.
Historię opowiada nam jedna z ocalałych z pandemii osób - Ania. I to właśnie od niej dowiadujemy się szczątkowych informacji o tym co działo się w poprzedniej części książki. Nie ma ich zbyt wielu, co jednak absolutnie nie przeszkadza w zrozumieniu fabuły powieści. To dzięki Ani przy różnych okazjach poznajemy skrawki życia innych ocalałych z nią osób. I tego wyraźnego zarysowania bohaterów było właśnie dla mnie za mało. Dla kogoś, kto nie czytał pierwszej części, a tylko trzy lata wcześniej pochłonął serial, bohaterowie byli zbyt obcy i płytcy. Do połowy książki nie wiemy o nich praktycznie nic, a dalej odkrywamy przy różnych okazjach niewielkie skrawki ich życia.
Autorka skupia się najbardziej na głównej bohaterce Ani. To jej myśli, strach, obawy i rzadkie chwile radości przeżywamy najbardziej. Całą sytuację widzimy właśnie jej oczami, a reszta ocalałych jest bohaterami pobocznymi historii. To jej oczami zobaczymy ból utraty bliskiej osoby, osamotnienie, zwątpienie i cały przekrój emocji i uczuć towarzyszący jedenastoosobowej grupie wyobcowanych ludzi, zmuszonych przebywać ze sobą na małej, zimnej i nieurodzajnej wyspie. Jako że, poza Anią nie poznajemy za dobrze innych bohaterów, stąd też niestety ale nie możemy tak jak u Kinga zaobserwować jak zmienia się ich zachowanie w krytycznej i niecodziennej sytuacji - tego bardzo mi zabrakło. Niby były między nimi jakieś starcia i sprzeczki, ale zazwyczaj mało istotne i szybko zażegnywane. Sytuacje kryzysowe też nie były zbyt mocno zarysowane. Nie było za bardzo akcji, która zawiązała by się na dłużej, zaciekawiła i wciągnęła czytelnika. Zwrotem akcji na pewno było pojawienie się trójki przybyszy z zewnątrz, którzy rozwiali marzenia ocalałych o dobrobycie i przeżyciu i zmusili ich do ciągłej czujności i walki o przetrwanie. Od ich pojawienia się przez cały czas podczas lektury zastanawiamy się jakie mają intencje: pokojowe czy po prostu chcą przeżyć za wszelką cenę?
Kolejnym pytaniem, które zadajmy sobie podczas lektury jest: czy ocalali odważą się wrócić do "cywilizacji" i sprawdzić czy poza zamieszkaną przez nich wyspą jest jeszcze życie czy może będą w samotności czekali na to co przyniesie los i biernie czekali na jego odmianę?
Jana Wagner i jej "Żywi ludzie" nie spełniła moich oczekiwań i "głodu", jeśli chodzi o przedstawienie bohaterów i pokazanie ich zachowania/jego zmiany w ekstremalnej sytuacji, jaką z pewnością jest izolacja w nieprzyjaznych, zimowych warunkach na odludnej wyspie w otoczeniu praktycznie nieznanych osób i jednoczesnym strachem przed pandemicznym otoczeniem zewnętrznym. Jeśli lubicie dłuższe opisy postaci i bardziej rozwinięte wątki psychologiczne to wybierzcie Kinga i jego "Pod kopułą". Jeśli jednak szukacie ciekawej i wciągającej lektury na nadchodzące jesienne, długie wieczory to książka Jany Wagner będzie świetnym wyborem. Warto ją przeczytać choćby dla wspaniałego pióra pisarki, które w porównaniu do wielu powstających na szybko, płytkich książek wprost zachwyca. To książka, którą czyta się z przyjemnością ze względu na obrazowy język, którym jest napisana. Zachęcam do przeczytania.
Natalia Kiler Inspiruje
15 września - Dzień Kropki
To pozornie absurdalne święto, celebruje nie tyle symbol kropki (.) co nieograniczone możliwości, ogromny potencjał, jaki kryje się w zwykłej kropce. Dzień kropki to bowiem święto na cześć kreatywności, artystycznej i nie tylko artystycznej inspiracji i szeroko pojętej fantazji. Krótko mówiąc, to wspaniała i ważna okazja, którą warto uczcić.
Skąd się wzięło?
Korzenie dnia kropki sięgają roku 2003. Co ważnego wydarzyło się wtedy w historii kropek? W Dniu 15 września 2003 ukazała się w druku książka pod tytułem "Kropka" autorstwa Petera H. Reynolds, która opowiada historię małej dziewczynki imieniem Vashti i jej wspaniałego nauczyciela.
<źródło: www.empik.com>
Vashti twierdzi, że nie potrafi rysować, z czym absolutnie nie zgadza się jej nauczyciel, który prosi ją o narysowanie czegokolwiek. Vashti maluje więc...kropkę. Gdy nauczyciel wiesza jej dzieło na ścianie klasy, Vashti zyskuje pewność siebie i zaczyna malować kolejne wersje obrazka, odkrywając swój uśpiony dotąd potencjał.
Ta urocza historyjka o kreatywność stała się inspiracją dla milionów dzieci i nauczycieli na całym świecie. W dniu 15 września 2009 roku Terry Shay nauczycielka w stanie Iowa w USA opowiedziała ją swojej klasie i to ten dzień uznaje się za datę ustanowienia Dnia Kropki, święta, które obchodzone jest dziś w 192 krajach świata.
Dzień Kropki nie jest formalnym świętem. To po prostu okazja to celebrowania wszelkich przejawów kreatywności i twórczego zacięcia. Wspaniałym sposobem na jego świętowanie jest czytanie książki, od której wszystko się zaczęło "Kropki" autorstwa Petera H. Reynoldsa. Przyjęło się też, by w tym dniu przekazywać datki w postaci przyborów szkolnych szkołom w potrzebie. Dzień kropki to wreszcie szansa, by samemu wykazać się kreatywnością. Spróbuj w tym dniu napisać wiersz, namalować obraz lub stworzyć jakieś inne, wyjątkowe dzieło.
Zatem dziś tworzymy w kropki i nie tylko!
Zacznijmy od filmowej wersji książki "Kropka" z polskim lektorem: https://www.youtube.com/watch?v=rETI9cQxNgQ
Teraz przegląd szafy, bo większość przedszkoli i szkół świętuje proponując aby w tym dniu przyjśc "w kropki".
Witajcie w naszym domowym zielniku. Dziś liście pietruszki czy też inaczej natka pietruszki.
Pietruszka zwyczajna (łac. Petroselinum crispum) to dwuletnia roślina z rodziny selerowatych, wywodząca się z regionu Morza Śródziemnego, gdzie odkryli ją Egipcjanie. Z czasem o wyjątkowych właściwościach tego cennego warzywa i jego zielonych liści przekonali się także Grecy i Rzymianie – to właśnie oni nazwali ją pietruszką, ponieważ rosła na skałach wapiennych („petra” z łaciny oznacza skałę). Nać pietruszki początkowo wykorzystywana była jako roślina ozdobna, jednak z biegiem czasu zyskała ona znaczenie także w medycynie naturalnej, gdzie do dziś uznawana jest za jedno z najbogatszych źródeł witaminy C. Warto podkreślić, że natka pietruszki zawiera najwięcej witaminy C spośród wszystkich dostępnych owoców i warzyw. W 100 gramach naci pietruszki znajdziemy aż 160 mg witaminy C (4 razy więcej niż pomarańcza!), chociaż nasze dzienne zapotrzebowanie na tę substancją wynosi zaledwie 80 mg.
Natka pietruszki to świetny dodatek do niemal każdego dania, które zyskuje dzięki niej ciekawy, aromatyczny smak i charakterystyczny, jasnozielony kolor. Najprostszym sposobem jest przygotowanie świeżego soku z natki pietruszki, który jest wspaniałą bombą witaminową i smacznym, lekko orzeźwiającym napojem. Co więcej, nać pietruszki możemy wykorzystać jako główny składnik pesto, gdzie z powodzeniem zastępuje bazylię lub jako dodatek do dań mięsnych oraz rybnych. Natkę pietruszki warto łączyć z różnymi składnikami, w tym m.in. z czosnkiem, grzybami, owocami morza, a nawet ziemniakami.
Zielona pietruszka to nieocenione źródło przede wszystkim witaminy C. Pietruszka mnie osobiście kojarzy się jedynie jako dodatek do zup a najbardziej jako dodatek do rosołu.
Najwięcej pożytku z tej rośliny będziemy mieli gdy ją podamy na surowo.
W 100 g znajdziemy 170-180mg wit C z czego wynika że ma jej aż 3-krotnie więcej niż cytryna!!!
Dodatkowo zawieta foliany i betakaroten.
Odświeża oddech i działa bakteriobójczo na szkodliwe bakterie w jamie ustnej. Działa antyseptycznie.
Informacje z portalu:
Ja najczęściej dodaję pietruszkę do różnych surówek. Np. do takiej:
Surówka z różnych warzyw:
Dla 4-6 osób:
300 g warzyw (marchew, por, seler, zielony groszek, ogórek, pomidor)
sól, cukier, kwasek cytrynowy lub sok z cytryny
2 jabłka
4 łyżki oleju
posiekana natka pietruszki
Warzywa oczyścić, korzeniowe warzywa zetrzeć na tarce jarzynowej, jabłka i ogórki obrać i również zetrzeć na tarce. Groszek obgotować kilka minut we wrzącej, osolonej wodzie i odcedzić, ostudzić. Pomidory pokroić w kostkę. Wszystkie składniki sałatki połączyć z olejem. Przyprawić do smaku solą, cukrem i kwaskiem cytrynowym (sokiem z cytryny). Posypać przed podaniem natką pietruszki.
Zobaczcie propozycję Katryn.
Ja proponuję dzisiaj pesto z zielonej pietruszki.
Robi się tak samo jak to z pesto z bazylii.
Witajcie!
Zapraszamy na wyniki wakacyjnego wyzwania
Miło nam ogłosić, że wyzwanie wygrywa praca miroska.
Otrzymujesz następujące nagrody:
Pasmanteria.eu ufundowała 15% zniżki