Książka Williama Wayne "9 godzin do nieba" to historia dwudziestosześcioletniego Michaela, którego w pewnym momencie przerosło ziemskie życie i postanawia ze sobą skończyć. Co popycha bohatera
do tak drastycznego kroku, jakim jest szukanie sposobu na szybką śmierć?
Ciężkie dzieciństwo bez rodziców, brak przyjaciół, bliskiej osoby przy
boku, narkotykowy trans, a może wszystko jednocześnie? Michael sięgając po tabletki niewiadomego pochodzenia o nazwie "Niebo",doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że za 9 godzin jego serce przestanie bić, a on raz na zawsze zniknie z tego świata. Wszystko przebiega zgodnie z planem aż do momentu, w którym w pierwszej godzinie od zażycia tabletek na jego drodze pojawia się czarnowłosa dziewczyna. Po spotkaniu z nią, chłopak zaczyna zauważać jasne barwy swojej egzystencji, jednak czasu nie da się już cofnąć...
Sięgając po tę książkę oczekiwałam czegoś więcej niżeli w niej zastałam i niestety bardzo się zawiodłam. Mimo iż jest to smutna opowieść o zagubionym młodym człowieku, zdominowanym przez narkotyki, popadającym w coraz to głębszą depresję i nie widzącym sensu życia, to jednak ciężko mi było przez nią przebrnąć. I nie wynika to z ciężkich treści, które się tam miały pojawiać, ale ze sposobu napisania. Mimo dobrego tematu, fabuła jest bardzo słaba i często monotonna, aby nie powiedzieć nudna. Dialogi, które niepotrzebnie zdominowały niemal całą akcję są tak banalne, że momentami nie dawało się ich czytać. Miała być smutna historia, bez szczęśliwego zakończenia, chwytająca za serce i nie pozwalająca spokojnie zasnąć, a ja odczułam wielką ulgę, kiedy po kilku dobrych wieczorach dobrnęłam do ostatniej strony.
Dziękuję wydawnictwu Novae Res klik za otrzymaną książkę.
Ech :) dzieki za szczerosc :)
OdpowiedzUsuńOstatnio też czytałam taka monotonną książkę. O ile do połowy książki akcja toczyła się dynamicznie to dalsza część często się powtarzała chcąc chyba przypomnieć czytelnikowi co przed chwilą czytał. Ech.
OdpowiedzUsuń