Przedziwna opowieść. Już raz w tym roku miałam okazję spotkać się z prozą tej autorki. Były to opowiadania dla dorosłych, które przyjęłam niezbyt dobrze. Dlatego z rezerwą podchodziłam do tej książki. Niepotrzebnie. Tym razem po prostu się nie zawiodłam. Jest to pełna uroku opowieść dla dzieci, jednocześnie przepełniona niewypowiedzianym smutkiem. Na szczęście, jak każda taka opowieść i ta dobrze się kończy. Po prostu cudowna bajka.
We Wdoligliźnie od lat nie dzieje się najlepiej. Kiedyś było to małe, ale pełne uroku miasteczko. Wszystko skończyło się, gdy spłonęła miejscowa biblioteka. Nagle ludzie nie znajdowali powodu, żeby razem się spotykać, każdy zaczął dbać tylko o swoje interesy. Do tego nagle na obrzeżach miasteczka zamieszkuje dziwna ogrzyca ze stadem owiec, której przyjaciółkami są wrony. Najbardziej na stosunkach panujących w miasteczku cierpią dzieci w sierocińcu, gdzie dosłownie brakuje wszystkiego: odzieży, jedzenia… Dzieciaki cierpią biedę i na nic się zdają wysiłki przełożonej i jej męża Mirona. Para staruszków po prostu nie radzi sobie z zaistniałą sytuacją. Dobrze, że mogą liczyć na tajemniczego darczyńcę, który co noc obdarowuje sierociniec świeżymi warzywami. A może mógłby pomóc burmistrz miasta, słynny pogromca smoków? Dzieci postanawiają szukać rozwiązania na własną rękę i znajdują nieoczekiwaną sprzymierzęczynię.
Książka jest po prostu pięknie napisana zarówno w warstwie fabularnej jak i językowej. Niesie ze sobą uniwersalne przesłanie o przyjaźni i potrzebie wzajemnej pomocy. O tym, że nawet w beznadziejnej sytuacji można na kogoś liczyć i wystarczy po prostu chcieć. Uczy także tolerancji dla odmienności. I choć przez większość czasu jest w niej smutek, to jednak pozytywne przesłanie to coś co uda nam się wynieść z tej lektury.
Gorąco polecam!
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.