środa, 3 kwietnia 2019

Podróże małe i duże - Bajkowe wakacje w Rumunii :)

Niby jeszcze wiosna, ale na horyzoncie już widać wakacje. Czas ich planowania wchodzi w zasadniczą fazę dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami wspomnieniami i wrażeniami z naszych ubiegłorocznych wakacji w Rumunii :) Może kogoś zachęcę do odwiedzenia tego pięknego kraju?

Czy takie widoki nie zapierają tchu w piersiach?

To była wyprawa z tych większych, skrzętnie przez nas zaplanowana i naprawdę bajkowa. 
Spędziliśmy tam pełnych 9 dni i wykorzystaliśmy chyba każdą godzinę.
Zobaczyliśmy wiele cudownych miejsc, poznaliśmy wspaniałych ludzi, zarówno my jak i dzieci przekonaliśmy się, że rumuńska kultura wcale nie jest tak różna od naszej.

Naszym głównym celem była Transylwania (czyli Siedmiogród) z górami, zamkami (także tymi znanymi jako zamki samego hrabiego Drakuli). Ten region przez wiele lat zasiedlany był przez Sasów niemieckich, którzy dopiero po II Wojnie Światowej przeprowadzili się do Niemiec. Ślady ich kultury są widoczne na każdym kroku, również w nazwach miast, ulic (które nie rzadko noszą podwójne nazwy: rumuńską i niemiecką, a bardzo często także i węgierską).

Mniej więcej w kolejności chronologicznej odwiedziliśmy: przepiękny, ogromny zamek w Hunedoarze:


i zaraz po nim, w drodze do naszego pierwszego noclegu w Rumunii zamek chłopski w Calnic.



Siedmiogród to rejon doświadczony wojnami i najazdami. Zamki chłopskie, których jest tutaj całkiem sporo pełniły rolę obronną, okoliczna ludność znajdowała w nich schronienie.  
Zamek Calnic, wieś, w której się znajduje oraz sześć innych zamków zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Na nocleg wybraliśmy niewielką miejscowość Talmaciu, niedaleko dużego ośrodka kulturalno-gospodarczego Sybin. Miasto nas oczarowało swoją architekturą i zabytkami, przenikającymi się kulturami.
Kościoły katolickie, obok pięknych bogato zdobionych cerkwi, w sąsiedztwie skromnych, prostych kościołów ewangelickich praktycznie można spotkać w Rumunii na każdym kroku.


Złoconą kopułę cerkwi w Fogarasz widzieliśmy z odległości kilku kilometrów. Wnętrze okazało się skromniejsze, a ja przywiozłam stamtąd piękną kopię ikony.


Kilka kadrów z samego Sybina:



(Zwróćcie uwagę na wszechobecne okienka w dachach - to oczy miasta :) )

(Słynny Most Kłamców ma się zawalić gdy przejdzie po nim kłamca. Dzisiaj raczej nikt się nie przejmuje legendą gdyż Nicolae Ceausescu miał tu swoje przemówienie i wielokrotnie przechodził przez most i nic się działo)

Zwiedzając transylwańskie zamki wielokrotnie byliśmy zaskakiwani.
W Cisnadie (właściwie to warowny kościół) przywitały nas dzieciaki w wieku około 13-15 lat biegle mówiące po angielsku i niemiecku, które pełniły równocześnie lokalnych przewodników.


Samo otoczenie kościółka przykuwa uwagę: podwójne mury obronne, wszechobecne zieleń i spokój. 


A w kościółku ołtarz, który miał być częścią tryptyku pochodzącego z pracowni Wita Stwosza.


Zamek Slimnic to właściwie ruina, zagospodarowana przez prywatne osoby, które ... uprawiały na jego terenie ogródek, a właściwie prowadziły małe gospodarstwo :) Trzeba przyznać, że każdy zakątek był zadbany:




Talmaciu, w którym spaliśmy okazał się niewielką miejscowością z jednym, może dwoma sklepami co nas trochę zaskoczyło. Spodziewaliśmy się, że uda nam się zrobić tam jakieś zakupy, może zjeść obiadokolację pierwszego wieczoru. 
Na szczęście nasi gospodarze okazali się być wspaniałymi ludźmi i gdy dowiedzieli się, że przyjechaliśmy głodni w kilka minut zorganizowali nam kolację. Domową, przepyszną i naprawdę szczerze mogę polecić pensjonat w którym się zatrzymaliśmy. 

Na tle całej wioski wyglądał dość luksusowo, niczym przeniesiony z Bawarii, albo jednej z naszych górskich miejscowości turystycznych:


Przez wioskę prowadziły dwie drogi, które tuż za nią się kończyły:



A przy nich stały domki ... przeróżne, mniej lub bardziej zaniedbane, chociaż były też perełki. 



Z rozmów z naszymi gospodarzami dowiedzieliśmy się, że wiele osób mieszka i pracuje za granicą, przesyłając tylko pieniądze. Potem doczytałam, że to ponad 30% ludności w wieku produkcyjnym. Widać to na każdym kroku. Społeczeństwo jest bardzo podzielone, chociaż trzeba przyznać, że jak to ze stereotypami bywa mają one mało wspólnego z prawdą. Oczywiście widać też sporo rodzin romskich (które błędnie utożsamiane są z Rumunami), ale w żadnym stopniu nie stanowiły zagrożenia. Ogólnie rzecz mówiąc czuliśmy się wszędzie bardzo bezpiecznie, otoczeni przyjaznymi, uczynnymi i bardzo gościnnymi ludźmi.

Jednym z głównych punktów naszej wycieczki było pokonanie Trasy Transfogarskiej. Jednej z najpiękniej położonych tras w Europie. Przepiękne, często zaskakujące widoki, góry, jezioro i zamek - wszystko czego było nam potrzeba :)





Zamek Poenari faktycznie należał do Vlada Palownika, który był okrutnym panem tych ziem i stąd opisany został w powieści jako Drakula. 

Odwiedziliśmy również zamek Bran. Malowniczo położony, z licznymi wieżyczkami został przedstawiony przez Brama Stockera jako zamek Drakuli i stanowi dziś główną atrakcję tego regionu. Vlad Palownik najprawdopodobniej nigdy tu nie mieszkał, ale ... "reklama dźwignią handlu" i tutaj dopiero zobaczyliśmy tłumy turystów. O spokojnym zwiedzaniu i zrobieniu zdjęć nie mogło być mowy ...



Zarówno Bran jak i typowo chłopski zamek Rasnov zwiedziliśmy w drodze do Braszowa, kolejnego miejsca naszego dłuższego postoju. 


Braszów porównywany jest do naszego Sandomierza, albo Kazimierza. Dlatego też, chcieliśmy tutaj spędzić więcej czasu, aby odrobinę skorzystać z uroków i atrakcji miasta. 

Niestety zmęczenie okazało się zbyt silne. Po całym dniu zwiedzania i trasie z Sybina, kolejnego dnia wyruszyliśmy pociągiem do Bukaresztu. Pociąg to była bardzo dobra decyzja, jednak ponad 30 stopniowy upał i długa droga trochę dały nam się we znaki i kolejnego dnia zamiast pojechać do pałacu Peles zostaliśmy na miejscu. Potrzebowaliśmy odpoczynku. Dzisiaj trochę żałuję, ale przynajmniej mamy po co wrócić :)) 

Sam Braszów nie zawiódł nas, to urocze miasteczko. Nasz "day off" polegał na odwiedzaniu knajpek, sklepików, zaglądaniu do zaułków. Wieczorem poszliśmy grzecznie do łóżek bo następnego dnia znowu w drogę i tyle wieczornych i nocnych atrakcji zaliczyliśmy ;) 







Bukareszt za to może budzić mieszane uczucia. Nicolae Ceauscescu zadbał o to aby przyjezdny chcąc zobaczyć Pałac Parlamentu zobaczył "wielki, nowoczesny" świat. Z dworca jedziemy przez szaro-bure dzielnice, przypominające te nasze powstające w najgorszym okresie powojennej "odbudowy" kraju.

Sam Pałac Parlamentu lub Pałac Narodu wzbudza ogromne emocje, zarówno wizualnie jak i historycznie.
(wejście i boczna elewacja)


(Widok ze słynnego balkonu, z którego Michael Jackson przywitał mieszkańców  "Hello Budapest!" :D" 
Aleja, którą widzicie jest tylko kilka metrów dłuższa od Pól Elizejskich, a sam Pałac jest drugą pod względem wielkości budowlą na świecie - taki zamysł szalonego dyktatora)

Wnętrze Pałacu jest wykończone z przepychem, ale też ze smakiem, z najwyższej jakości surowców. Niestety, na jego wykończenie m.in. wydobyto praktycznie cały różowy marmur, który znajdował się w Rumunii. 
Aby zbudować swój Pałac Ceauscescu wyburzył całą dzielnicę i przesiedlił 40.000 mieszkańców.



Na szczęście nie udało się zniszczyć całkowicie prawdziwego charakteru Bukaresztu, który znajdziemy w starej części miasta, w bocznych uliczkach.
Miasto zaczyna odżywać i właściwie na każdym kroku widać jego wielokulutrowość.


(główny bohater naszych wakacji - Vlad Palownik ;) ) 


Po wyjeździe z Braszowa kierowaliśmy się na północ, właściwie już w drogę powrotną do domu. Mieliśmy jeszcze zaplanowane dwa noclegi w miejcowści Turda, w której znajduje się jedna z najstarszych w Europie, rzymska kopalnia soli.

Po drodze jednak zwiedziliśmy kolejne zamki oraz przepiękną Sighisoarę. Aż żal, że gdy do niej dojechaliśmy siąpił deszcz a my mieliśmy na jej zwiedzanie kilka godzin.
Chciałoby się więcej ...





Turda, w której mieliśmy nocleg nie zachwyca, natomiast sama kopalnia soli to właściwie mały park rozrywki, w którym spokojnie można spędzić cały dzień. 
Jest młyńskie koło, podziemne jezioro z łódkami, bilard, kręgle, stoły do ping-ponga i wiele innych atrakcji.




Żal nam było opuszczać Rumunię, tak bardzo przyjazną i gościnną ...




Wakacje w Rumunii były stosunkowo tanie, gdyż ceny były porównywalne do naszych polskich. Tańsze były bilety wstępu i jedzenie w restauracjach, droższe było paliwo (ale już dobiliśmy do cen rumuńskich). 
Noclegi również miały podobne ceny, chociaż te, które my wybraliśmy myślę, że w Polsce byłyby ciut droższe.

Podróżowaliśmy po Rumunii ze znajomymi, dwa auta, siedem osób w tym trójka dzieci 8, 10 i 16 lat. Mogliśmy sobie pozwolić na trochę bardziej intensywne zwiedzanie niż miało to miejsce gdy dzieci były młodsze. 

Chciałabym jednak podzielić się pewnym spostrzeżeniem, gdyż odkąd pamiętam znajomi z dziećmi młodszymi i starszymi od naszych zawsze dopytywali jak to robimy, że dzieci nam nie marudzą. 
Szczerze mówiąc nie znam odpowiedzi na to pytanie, natomiast mogę zapewnić, że jeżdżą z nami praktycznie od urodzenia. Julka z wózkiem spacerowym (pchając go a nie w nim siedząc ;) ) wdrapywała się na Kamieńczyk i przez Zbójeckie Skały a Marcin jako półroczniak zwiedzał sztolnie w Walimiu :)  Można powiedzieć, że dla nich aktywne wakacje to normalność. Gdy będąc w Sopocie spędziliśmy popołudnie na plaży mieli serdecznie dość a my razem z nimi ;) 
Myślę, że trudniej przekonać starsze dzieci do takiego intensywnego zwiedzania.

Trudno mi było w jednym poście podzielić się wszystkimi wrażeniami. Jeśli macie ochotę na więcej zapraszam Was na mojego trochę innego bloga niż robótkowy, na którym zintensyfikowałam prace aby zatrzymać nie tylko w pamięci ten cudowny czas. Kolejne posty już są na ukończeniu :)
Więcej zdjęć i informacji znajdziecie klikając w ten link: Nim w kołowrotku pęknie nić

A jeśli macie pytania to piszcie!

Pozdrawiam Was cieplutko

Ania







13 komentarzy:

  1. Rewelacyjna wycieczka! My tez aktywnie z dziecmi a z płazy lubia grzebanie w piasku u budowle :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w piasku na budowie to zupełnie coś innego niż siedzenie na plaży przez 2-3 godziny :)) Wcale się dzieciakom nie dziwię :)

      Usuń
  2. Wspaniała relacja :) mój tata i brat zwiedzili Rumunię na motorach i także byli zachwyceni :) mam nadzieję, że i mnie się kiedyś uda tam pojechać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia i cała relacja bardzo zachęcająca :). My jeszcze nie byliśmy w Rumuni, ale nasi znajomi byli zachwyceni spędzając tam urlop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam :) Co prawda troszkę daleko ale na pewno to były wakacje z tych niezapomnianych :))

      Usuń
  4. Bardzo lubię takie relacje. Świetny tekst i piękne zdjęcia. Żal jedynie, że mnie tam nie było.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne zdjęcia! Zazdroszczę Transylwanii, niech no moje szkraby podrosną to się wybiorę z nimi.

    OdpowiedzUsuń