sobota, 16 listopada 2019

Mama czyta Joann Chaney "Dopóki smierć nas nie rozłączy"

 Czy mówiłam Wam już, że kiedy wybieram książki w księgarni zwracam najpierw uwagę na okładkę? jeżeli ona mnie zachwyci, wtedy dopiero odwracam i czytam, o czym ona jest. Z książkami z wydawnictwa Zysk jest ten problem, że wybierając książkę nie mam możliwości podejrzenia okładki, bo jeżeli o nią chodzi to z pewnością tej książki nie wybrałabym do recenzowania. Okładka jest dla mnie zbyt drastyczna: skąpane w ciemnoczerwonej krwi obrączki bardzo źle mi się kojarzą.... Sama książka jest jednak niezwykle wciągająca i choć wydaje się, że na początku trochę się ciągnie to po kilku rozdziałach akcja nabiera tempa, aż nie sposób się od niej oderwać. Dobrze , że zaczęłam ją czytać w piątek wieczór, bo zarwałam nockę, żeby dowiedzieć się jak potoczy się akcja, a w przeciwnym wypadku pewnie poszłabym niewyspana do pracy. Książka opowiada historię pewnego małżeństwa. Matt wybiera się z żoną w góry, ta ginie spadając z urwiska do rwącej rzeki. W czasie śledztwa okazuje się, że pierwsza żona Matta ginie w pożarze domu. Przypadek? Nie sądzę....  Szczerze to nawet kilka dni po skończeniu jej targają we mnie uczucia. Niesamowite zwroty akcji, która jest niepewna do samego końca. Kto jest mordercą? Czy Matt, który już kilka lat wcześniej stracił jedną żonę? Jak to się stało, że jego druga żona także ginie i to podczas wspólnej wędrówki po górach? Czy ktoś maczał w tym palce? Może któraś z pań nie mogła sobie poradzić w odrzuceniem? Szczególnie jedno zdanie zapadło mi w pamięci "Samice czarnych wdów zjadają samce". Czy samica pojawi się ponownie? Mimo, że bardzo bym chciała nie mogę ujawnić zakończenia, ponieważ wtedy zepsułabym wam całą zabawę. Mogę tylko szczerze polecić i podsumować, że to jedna z lepszych powieści, które miałam okazję przeczytać w tym roku. Ta książka to prawdziwa BOMBA!


Książkę miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Zysk.

Pozdrawiam serdecznie, 
Monika.

1 komentarz: